Dużo nie zrobiłam. W sumie to łapałam szydełko pomiędzy karmieniem a przewijaniem.
Dzisiaj też myślałam, że zrobię niewiele, bo z Bartoszkiem byliśmy na szczepieniu, ale udało się trochę podgonić.
A swoją drogą to chyba poród mniej boli niż matczyne serce rozrywane krzykiem cierpiącego dziecka. Mało się nie popłakałam razem z Bartoszkiem.
Już niedużo zostało do końca. Myślę, że szybciutko skończę. W końcu mam Anioła, który nad wszystkim czuwa. Szczególnie nad tym, aby się nie poplątały niteczki :))
Pomału czuję święta w powietrzu...