Obserwatorzy

niedziela, 12 września 2010

62. :((

Wczoraj zmarła moja teściowa. 
Nie będzie mnie przez dwa tygodnie, jade na pogrzeb, a potem musze pomieszkac z tesciem przez kilka dni

czwartek, 9 września 2010

60. wredne choróbsko

W niedzielę Patrysia rozłożyło. Czuł się źle, ale przeleżał niedzielę i poniedziałek (ledwo zaczął szkołę i już wagary) i mu przeszło. Wczoraj mnie rowaliło na maxa, ledwo żyłam. Ciuchy do poskładania w łóżeczku, pranie na suszarce, łóżko rozwalone, bo z Bartkiem lezymy, a z niezapowiedziana wizytą teściowie przyjechali. Pierwszy raz w życiu miałam ochote ich nie wpuścić.
Dzisiaj już lepiej, ale dalej ledwo żyje. Na dodatek chyba Bartek będzie też chory :((

I teraz Patryś - jako najstarszy mężczyzna w domu - pełni honory pana domu...

poniedziałek, 6 września 2010

59. Biednemu to zawsze wiatr w oczy czyli muszę sobie ponarzekac....

Jakoś ostatnio nie mam ochoty na nic, dopadło mnie totalne przygnębienie. Mam wrażenie, że życie toczy się obok...jestem zawieszona w jakiejś pustce, nawet nie mam serca do robótek :(

W zeszłym tygodniu spalił się odkurzacz. Nie jestem totalnym czyściochem, bo przy dzieciakach się nie da, ale odkurzałam przynajmniej 2 razy dziennie. Patryk z podwórka nanosił zawsze piachu wpadając do domu się napić, Bartek porozwalał jedzenie, bo je sam a nie jest karmiony, szyjąc czy dziergając zostają niteczki... a teraz, muszę szczotką zamiatać dywany. Nie mam czasu na nic, bo ciągle sprzątam...już sił mi brakuje na wszystko... jestem wykończona i psychicznie i fizycznie...
Jakby tego było mało wczoraj stanęła woda pod wanną i nie spływa. Nie mam jak dzieciaków wykąpać. Patryk po całym dniu latania po podwórku jest spocony jak szczur, Bartkowi muszę tyłek umyć po każdej kupce, bo inaczej się odparza. Udało się umyć małego w misce na podłodze, ale to było raczej opłukanie niż mycie. 
Jutro zabiore dzieciaki do siostry i porządnie wyszoruje. 
Pranie musze robic w nocy, bo pralka wypuszcza teraz wode do miski i w odpowiednim momencie trzeba ją zatrzymać. W dzień tego nie zrobię, nie zawsze zawsze będę w stanie dolecieć do łazienki, bo akurat mogę karmić małego.

Staram się jakoś trzymać, nie pokazywać nic po sobie, ale wczoraj już nie wytrzymałam... poryczałam się jak dziecko, a maluchy razem ze mną, Bartek bo się przestraszył a Patryś chciał mnie jakoś pocieszyć. 

Tak będzie jeszcze jakieś 2 tygodnie, bo wątpie, żeby mąż wrócił wcześniej. 

I teraz, kiedy dostał w miarę dobrą  pracę, kiedy zaczęło się jakoś pomału układać znowu się sypie...

Biednemu to zawsze wiatr w oczy...